Moi Drodzy,
dzisiejszy post odbiega mocno od
tych, które dotychczas mieliście okazję obserwować. Albowiem nie będzie
zawierać pomysłu na stylizację, ale będzie to moja subiektywna opinia na temat
ostatnio przeczytanej książki autorstwa Joanny Fabickiej, pt. SecondHand. Być
może poniższa recenzja (jeśli mogę to tak nazwać) zapoczątkuje w przyszłości
serię postów o podobnym wątku kulturowo-artystycznym i będzie stanowić kolekcję
artefaktów, które poprzez swoją wyjątkowość poruszyły mną na tyle, iż stały się
częścią mojej świadomości, a tym samym będą mogły stać się również częścią i waszej.
A w przypadku Joanny Fabickiej, uwierzcie mi, iż warto bo chyba jeszcze nikt
tak szczerze i otwarcie nie pisał o nas właśnie, tj. kobietach i polskiej
rzeczywistości okresu powojennego.
W swojej powieście autorka
przedstawia bowiem antologię trzech pokoleń kobiet pochodzących z tej samej
rodziny, w której mamy okazję poznać ich życiowe perypetie od dnia ich narodzin
po życie dorosłe. Historie są niezwykłe, a zwyczajne zarazem; historie, w
których możemy odnaleźć analogiczne sytuacje z naszego życia; historie bolesne
i przerażające a jednak historie, które pomimo swego koszmaru, dające się
przeżyć bo nie ma wyjścia, bo goni nas atawistyczny instynkt przetrwania oraz niezwykła
wiara, iż w naszym przypadku będzie inaczej, iż to co przeżyło wcześniejsze
pokolenie nie stanie się częścią naszych przeżyć. A jednak w tym szaleńczym
pędzie po marzenia upadamy obciążeni wielopokoleniowym dziedzictwem, pełnym
krzywd, ludzkich nieszczęść i narodowych tragedii, w których przeszywa nas
dogłębnie i do bólu samotność, strach i zagubienie dziecka uwikłanego w dysfunkcyjne
relacje w których wzrasta tworząc w życiu dorosłych równie dysfunkcyjne wzorce
i mechanizmy, którymi napycha umysły swoich dzieci.
Autorka bezpardonowo obnaża
głęboko zakorzenioną, wgryzaną bezlitośnie i bez pytania przez lata w naszą kobiecość apoteozę
męczennictwa, tj. bycia kobietą umordowaną, umęczoną i nieszczęśliwą, kobietą
nieważną i przezroczystą, kobietą po przejściach, ciągłych upokorzeniach i
kobietą, dziewczynką poddawaną przemocy fizycznej i seksualnej (pod cichym
przyzwoleniem dorosłych), kobietą niezrealizowaną, smutną i samotną, żyjącą pod
ciągłym kieratem mężczyzny, konwenansów i chorych dogmatów religijnych, którym
oddaje całą swoją siłę i energię życiową, tym samym pozbawiając siebie mocy
sprawczej oraz prawa do realizacji swoich najskrytszych pragnień. Nawet jeśli
pojawiają się możliwości i plany na osiągnięcie swoich celów i marzeń, podświadomie,
z udziałem nadarzających się okoliczności, są one sabotowane bo bezpieczniej
jest w tym co już nam znane, w tym gdzie mamy swoje miejsce, tak jak jedna z
bohaterek, Jovanka w tej ciasnej, ciemnej komórce dusząc się w oparach społecznych
zakazów i nakazów, waląca w głuche ściany swojej rozpaczy i niemogąca wydostać
się na zewnątrz.
Rzeczywistość ukazana w powieści Fabickiej
to rzeczywistość „rachityczna” (jak to wielokrotnie pisała autorka), niczym z
obrazów Picassa kanciasta i nieadekwatna, ale jest to nasza rzeczywistość właśnie
- pełna przeszywającego smutku, krzywdy, lęku i samotności, w którym pobrzmiewa
głos przerażonego dziecka; na początku cichy, ledwo słyszalny, stopniowo jednak
zyskujący na sile i mocy, stający się na koniec potężnym instrumentem łamiącym
ostatecznie monumentalną piramidę kłamstwa i dysfunkcji jakimi jesteśmy
karmieni od pokoleń. Głos rozbrzmiewa coraz głośniej powodując dreszcze na
całym ciele, bo w trakcie czytania mamy poczucie, iż wraz ze zmieniającą się
rzeczywistością w Podlewie, zmienia się również i nasza, ta wewnętrzna. Wraz z
opadającą kurtyną tabu i zakłamania spada kurtyna naszego własnego zakłamania i
tłumienia wewnętrznego krzyku. Głos zaczyna od nowa mówić o tym jak było
naprawdę, zataczając niejako koło w historii.
Motyw zataczanie koła, z kolei,
przywodzi mi na myśl literaturę Afroamerykańską okresu modernizmu i
postmodernizmu, którego najodważniejszymi wojownikami a raczej wojowniczkami okazały
się właśnie kobiety, wśród nich dwie najznamienitsze: Zora Neal Hurston –
przedstawicielka Harlem Rennaisance (‘’Their Eyes Were Watching God”) oraz Toni
Morrison (‘’Beloved”). Wspomniane pisarki,
tak jak Joanna Fabicka, podjęły szczerą, otwartą rozprawę z bolesną
przeszłością i podlegającą jej niszczącemu wpływowi teraźniejszością. Zwłaszcza
Toni Morrison wydaje się tutaj stanowić ciekawą paralelą z Joanną Fabicką.
Wątki analogiczne odnoszą się do scenerii wydarzeń skonsolidowanej głównie w
jednym miejscu, pensjonacie Second Hand. Zarówno u jednej jak i u drugiej
pisarki, epicentrum wydarzeń odbywa się w domu i okolicy głównych bohaterek. Wszystko
spojone gęstą atmosferą kobiecej zmysłowości, tajemnicy i magii, jaką
powleczona jest każda historia. Kolejna analogia to symbolika, różniąca się oczywiście
pod względem środków wyrazu, jednak kipiąca kobiecym sensualizmem, nasączonym
artefaktami dnia codziennego, które w rękach kobiecych zyskują miano
namaszczonych dzieł sztuki. Dzięki właśnie tym dziełom sztuki brutalna często
szara, gnuśna rzeczywistość zyskuje miano enigmatycznej, kobiecej niezwykłości
dającej ukojenie w krzywdzie jakiej doświadczają bohaterki powieści. To co mnie
urzeka najbardziej w książce SecondHand to właśnie ta kobieca sensualności i
umoczona w jej uzdrawiającym mleku codzienność. Jestem zatem skłonna
stwierdzić, iż powstało dzieło literackie na miarę ‘’Beloved” a Joannę Fabicką
określić polską Toni Morrison.
Tę wielowarstwowość i magię kobiecej
natury świetnie też uchwycił Almodowar w swoim filmie ‘’Volver, w postaci
Raimundy, granej przez zjawiskową Penelope Cruz. To zresztą nie uciekło uwadze
Agnieszki Holland, która w swoim komentarzu nazwała powieść Fabickiej polskim Amodovarem.
Ponadto wątki dotyczące seksualności i jej wszelakich wymiarów, które są
wszechobecne w twórczości Almodovara, stanowią tutaj również ciekawe pole do tworzenia
analogii z Fabicką.
Pokuszę się także o nawiązanie do
Marqueza i jego wielkiego dzieła „Sto lat samotności”. Bochaterki powieści Joanny
Fabickiej tworzą swoją enklawę pod nazwą Second Hand, która tak jak Macondo w
powieści Marqueza, przeżywa swój rozwój, rozkwit i powolny upadek. Aczkolwiek,
w przeciwieństwie do powieści Marqueza, koniec Second Handu jest zaczątkiem
czegoś nowego, lepszego.
Od strony formalnej, książka
napisana jest językiem gęstym, soczystym, kipiącym urodzajem metafor hiperboli
i porównań, naznaczonych tonem ostrej ironii i groteski. Każda z historii
stanowi odrębny byt, który lapidarnie wchodzi w byt kolejnej opowieści, tworząc
skomplikowaną, wielowarstwową sieć wzajemnych powiązań i relacji. Wszystko
jednak, pomimo swej złożoności i wielowymiarowi stanowi spójną i klarowną
całość, co powoduje, iż książkę czyta się szybko i, jak się domyślacie, z
wypiekami na twarzy.
Czym jest zatem dla mnie Second
Hand? Nie przesadzę pisząc, iż jest to najważniejsze od czasów „Bieguni” Olgi
Tokarczuk wydarzenie literackie, które potrząsnęło moją rzeczywistością niezwykle
głęboko, docierając do każdej frakcji mojego wewnętrznego „ja”. Kończąc książkę
trzęsłam się na całym ciele, płakałam i śmiałam zarazem. Miałam jednak poczucie,
że wraz z tym upływem emocji oczyszcza się niejako moja dusza. W książce
dostrzegam historię kobiet mojej rodziny i odnoszę wrażenie historii wielu
rodzin. W ciemnych uliczkach i zaułkach Podlewa odnajdziemy nasze wewnętrzne Cecylie,
Marie, skarłowaciałe Edzie, czy wiecznie głodne życia pełne nadziei Femi.
Jednak są to uliczki, na końcu których widzimy światło. Od nas zależy w którą
stronę pójdziemy.
Gorąco zachęcam do lektury i
dyskusji na forum bloga.
Olga Pławska (La Kolorada)